licznik czsu odwiedzin

Jesteś już:

0:00:00

niedziela, 6 grudnia 2009

CZASEM JEST ZA POZNO...



Bedac w szkole podstawowej,mialam pierwszych adoratorow.Jednym z nich byl P.-chlopak dobrze sie uczyl,byl mily i lubiany w klasie.W bloku,w ktorym mieszkalam z rodzina,mieszkala rowniez ciotka P.,wiec on wykorzystujac sytuacje,czesto przychodzil niby to w odwiedziny do cioci,ale przy okazji porozmawiac ze mna.Zeby wkupic sie w laski moje i moich rodzicow,non stop pomagal w czyms mojemu mlodszemu bratu-a to rower mu naprawil,a to deskorolke pozyczyl...
Po pewnym czasie moi rodzice zorientowali sie,ze P. bardziej niz do ciotki,przychodzi do mnie i zaczelo sie-zarty,smiech,ironiczne uwagi byly na porzadku dziennym.Przy kazdej wizycie u babci(a jezdzilismy do niej praktycznie co weekend)i spedzie calej rodziny(bo babcia wyprawiala obiady i swieta dla wielu osob),rozpoczynaly sie opowiesci moich rodzicow o tym jak to biedny P. robi podchody do ich corki.Wszyscy sie dobrze bawili,wszyscy-oprocz mnie.
Bylam dziewczynka niesmiala,cicha,wstydliwa-nie potrafilam uciszyc rodzicow,powiedziec im,ze jest mi wstyd,iz obsmiewaja mojego kolege,a mnie przy okazji.Nie umialam sobie z ta sytuacja poradzic,postanowilam wiec z nia skonczyc tak jak potrafilam.
Przestalam wiec zwracac uwage na P.,zupelnie go ignorowalam,nie rozmawialam z nim,bylam niemila i dawalam mu do zrozumiania,ze nie zycze sobie,aby kolo mnie sie krecil.Chlopak walczyl o swoje na rozne sposoby,czasem czekajac na schodach "mojej " klatki wiele godzin w nadziei,ze wyjde na dwor i bedzie mial szanse mnie zobaczyc a moze nawet zamienic kilka slow.Na prozno-jak tylko go widzialam wygladajac przez okno lub doniosly mi kumpelki,ze P. na mnie czeka,nie wychodzilam z domu.
W szkole tez traktowalam go jak wroga choc gdzies tam we mnie odzywal sie glos:"Nie powinnas,przeciez go lubisz,jest taki fajny,nie zasluzyl sobie na to co mu robisz!".
Niestety,wstyd jaki czulam przy kazdej opowiesci rodzicow o mnie i P. jako o "zakochanej parze" byl tak wielki,ze wygrywal z wyrzutami sumienia.
I tak juz zostalo-P.w koncu dal za wygrana,przestalismy zupelnie ze soba rozmawiac a on przestal odwiedzac moja okolice.
Po kilku latach spotkalam P. w dyskotece.Poszlam tam z moim owczesnym przyjacielem,ktory jednoczesnie przyjaznil sie z P.Zaczelismy rozmawiac.Mielismy juz chyba po 20 lat,P. mial dziewczyne,ja bylam samotna,ale jakos tak nawiazal sie temat przeszlosci,jego starania sie o moje wzgledy itp.Rozmowa na ten temat rozpoczela sie ale jak to zwykle w dyskotece,ktos nas wyrwal do tanca i temat sie urwal.Myslelismy nadzieje,ze urwal sie na chwile,umowilismy sie,ze o tym co stalo sie  przed laty porozmawiamy, gdy spotkamy sie za jakis czas-po Nowym Roku,gdyz P. mial wyjechac na swieta do swojej babci i wrocic po Sylwestrze.Bylismy umowieni,ja cieszylam sie bardzo,ze w koncu bede mogla P. przeprosic za to,w jaki sposob go odtracilam i wytlumaczyc dlaczego tak sie stalo.
Za kilka dni poznym wieczorem przyszedl do mnie ow wspolny przyjaciel-moj i P.,od razu zauwazylam,ze jego twarz jest powazna,stanowcza i smutna.Powiedzial:"Lepiej usiadz,musze ci cos powiedziec,ale prosze cie-najpierw usiadz.".Pamietam,ze spytalam co sie stalo i bylam pewna,ze chce mi powiedziec,ze zerwal ze swoja dziewczyna,z ktora byl juz 3 lata.Zamiast tego uslyszalam:"P. nie zyje,zginal w wypadku samochodowym wraz z cala swoja rodzina-na jezdnie wyskoczyl pies,P. chcial go ocalic i skrecil kierownica,wpadl w poslizg i  bylo czolowe zderzenia...z Tirem.".
Wiem,ze plakalam,bardzo plakalam...potem nie moglam uwierzyc...pozniej poczulam ogromny zal,za wszystko co sie stalo w przeszlosci,ze nie starczylo nam czasu aby to wyjasnic,ze On odszedl nie dowiedziawszy sie,dlaczego kiedys bylam dla niego taka wredna...
Nastepnie przez wiele lat myslac o P.czulam zlosc do rodzicow,obwinialam ich,ze poprzez ponizanie mnie doprowadzili,ze odrzucilam milosc jaka mi ofiarowal ten chlopak,ze spowodowali,iz potrafilam tak okrutnie sie zachowywac wobec niewinnej osoby,wobec kogos kto okazywal mi wylacznie dobro.
A gdy nadeszla szansa na naprawienie mojego bledu,okazalo sie,ze jest juz za pozno...

Mysle,ze to podstawowy blad jaki robia rodzice-zarty z pierwszych milosnych spotkan swoich pociech.Dzieciaki(bo tak chyba mozna nazwac 14-15latkow)odkrywaja w sobie tyle nowych rzeczy,probuja zrozumiec reakcje swojego ciala wywolane przez hormony,odpowiedziec na pytanie jak sie zachowac na pierwszych randkach,jak ukryc rumieniec po pierwszym pocalunku...
Rodzice zamiast bawic sie kosztem swoich dzieci,powinni z nimi wiecej rozmawiac,tlumaczyc,doradzac oraz okazywac wsparcie.
Teraz pewnie 14latkowie sa juz bardziej rozwinieci niz to bylo kiedys ale czy czuja inaczej niz my w przeszlosci?Moze sa bardziej zamknieci lub bardziej otwarci ale wciaz maja 14 lat i to powinno byc brane pod uwage.Ja nie mialam rodzicow,ktorzy zamiast zawstydzac,by mnie przytulili i dodali otuchy w drodze na pierwsze spotkanie z chlopakiem.Obiecalam sobie jednak,ze nie bede popelniac ich bledow,ze swoim dzieciom pomoge w tym i w innych trudnych dla nich momentach,a przynajmniej sie postaram.

Czyz zycie nie jest przewrotne?Wydaje nam sie,ze mamy nad nim kontrole,ze jak nie dzis,to zrobimy  cos jutro i tez bedzie ok.No i czasami budzimy sie "z reka w nocniku",okazuje sie,ze nie powinnismy czekac z podjeciem decyzji,z realizacja planow,nie odkladac waznych dla nas spraw na pozniej,bo tego "pozniej" moze juz nie byc...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szczypta humoru-polaskocz dziewczyne!