licznik czsu odwiedzin

Jesteś już:

0:00:00

środa, 6 lipca 2011

Z wlasnego doswiadczenia wiem,ze to nie jest najlepszy pomysl,aby po porodzie i przyjsciu ze szpitala do domu na kobiete czekali rodzice-tzn.czekac moga ale zeby mieszkali razem z swiezo upieczonymi rodzicami dziecka to juz kiepski pomysl. 
Jestem pewna,ze u nas atmosfera bylaby lzejsza i przyjemniejsza,gdyby moich rodzicow a zwlaszcza mamy nie bylo przy nas gdy zaczynalismy opieke nad noworodkiem.Paradoks polegal na tym,ze ja bardzo chcialam,zeby mama byla przy porodzie,albo przynajmniej aby byla w czasie porodu w szpitalu i potem zeby mi pomagala w domu...No coz...moze to troche zalezy jaki dana mama ma charakter?Moja latwego nie ma wiec wszelkie uwagi,komentarze byly dosadne i uciazliwe.
Bo mamy juz tak maja chyba,ze wiedza wszystko najlepiej a w przypadku kiedy wychowaly swoje dzieci,mysla,ze ze przy wnukach maja pierwszenstwo decydowania czy w domu jest za zinmo,czy za cieplo,czy wnuczka zjadla malo i trzeba ja dokarmic za chwile czy moze jej juz wystarczy,czy ma byc tak czy siak ubrana,czy kapiel ma sie odbywac o tej czy innej godzinie,czy w domu ma byc cicho jak makiem zasial czy mozna glosniej "oddychac" itd,itp.
Generalnie kobieta po ciazy i porodzie ma hustawke nastrojow,przechodzi przez polog,hormony leca w dol,do tego dochodzi rowniez zmeczenie,nieprzespane noce i ogolne podirytowanie no i w tym okresie ostatnie co bym poradzila to rodzice ze swoimi "radami" i codzienna krytyka,ze cos bylo zrobione nie tak jak trzeba.
Ja to przeszlam i teraz jestem na 100% pewna,ze przy nastepnym dziecku nie bede chciala miec w domu doradcow...po prostu to byl wielki blad,ktorego wynikiem byly klotnie,lzy,ciche dni i moje poczucie winy,ze sa moimi goscmi a nie potrafimy znalezc wspolnego jezyka,ze im nerwowo odpowiedzialam lub zakazalam robienia czy mowienia pewnych rzeczy.
Rodzice zwlaszcza pierwszego swojego dziecka powinni sami uczyc sie wszelkich obowiazkow,swiadomi,iz moga popelnic pare bledow,ktore potem naprawia i nic sie wielkiego nie stanie...dziadkowie natomiast powinni wnucze tylko i wylacznie odwiedzac.
My mieszkalismy przez jakis czas wszyscy razem i dochodzilo do czestych spiec-zupewnie niepotrzebnie.
Ale tak to jest gdy 3 pokolenia chca istniec na niewielkiej powierzchni,zmeczeni,niedospani i majacy nowe doswiadczenia zyciowe kazdego dnia...
Hmm...rodzice wyjechali i wszystko wrocilo do normy.
Niunia sie rozwija,my sie jej "uczymy"" a ona "uczy sie" nas...jest pieknie,cicho i prywatnie-tak jak powinno byc.
W zasadzie cale zycie teraz zmienilo sie w jedno "Baby girl" -wszystko jest podporzadkowane planowi dnia,ktory z kolei obraca sie wokol naszej coreczki.
Zapytalam ostatnio meza czy wychowywanie dziecka widzi jako cos trudnego,odpowiedzial:" trudnego nie ale jako cos bardzo roznego od dotychczasowego zycia-tak"-chodzilo mu bowiem o to,ze teraz nie mozna po prostu wyjsc z domu,pojsc do kafejki na kawe,spotkac sie wieczorem ze znajomymi,wyskoczyc do kina itd...teraz w dzien jest opieka nad dzieckiem: karmienie,ukladanie corki do snu,zabawianie jej,pilnowanie... popoludniu spacer,wieczorem zas kapiel,mleczko i spanie.
Dopiero gdy ona zasnie,mamy czas dla siebie ale zazwyczaj jestesmy juz tak zmeczeni,ze tylko pragniemy wyciagnac sie w lozku i odpoczac-nie w glowie nam wyjscia i wizyty znajomych :o)
No wiec tak-jest inaczej.Moze na razie tak to widzimy bo Niunia jest malutka i nie mozna jej zabrac do centrum,do przyjaciol,nie da rady zaprosic ludzi do domu wieczorkiem bo ona musi sie wyciszyc i zasnac a potem spac a nie wybudzac sie za kazdym razem,gdy ktos glosnie sie odezwie czy zasmieje.Moze potem,gdy bedzie starsza,bardziej samodzielna,bedziemy ja zabierac w rozne miejsca i nie czuc tej wielkiej zmiany jaka nastapila w naszym zyciu?
Poczekamy-zobaczymy.Na razie Ona dyktuje nam jak ma przebiegac kazdy dzien-ale mnie sie to podoba,przeciez wlasnie na to czekalismy tyle czasu...
Wlg. mnie jest cudownie,niepowtarzalnie-tak uroczo jest byc mama!

Nasze "Baby"...

No i sie urodzila!!! :o)

Ale sie dzialo! Najpierw minelo 40 tygodni ciazy i nic sie nie wydarzylo,tzn.mialam planowo urodzic 15go maja ale nawet nie mialam boli przedporodowych,zadnych skurczy,nie odeszly wody-po prostu nic.
A robilam co moglam,zeby urodzic w miare szybko i bez problemow:codzienne spacery po godzinie do dwoch weszly mi wtedy w krew,chodzenie po schodach trzy mietra w dol i w gore tez mialy zrobic swoje,cwiczenia w domu mialy poprawic kondycje i zapewnic mi sile podczas porodu no i codzienne cwiczenia miesni Kegla ... myslalam wiec,ze pojdzie gladko...
A tu niespodzianka-zero skurczy,zero zapowiedzi porodu...wiec 16go maja poczlapalam na wywolanie go.
Dostalam kroplowke i czekalismy...maz byl przy mnie i liczyl,ze po raz pierwszy zobaczy naturalny porod-juz sie nastawil fizycznie i psychicznie :o)
No i po 9ciu godzinach w bolach okazalo sie,ze porod sie nie posuwa do przodu i pojechalam na cesarke...
Maz byl ciut zawiedziony ale tez juz zmeczony czekaniem przez tyle godzin,zeby w koncu zobaczyc corke.
Ja chcialam po prostu urodzic i zaczelo mi byc obojetne w jaki sposob-zalezalo mi tylko i wylacznie na uslyszeniu,ze coreczka jest zdrowa i wszystko z nia jest w porzadku.
No i przyszla na swiat!
Gdy ja zobaczylam(cesarke mialam przy znieczuleniu zewnatrzoponowym wiec bylam swiadoma co sie ze mna dzieje),nie moglam nic innego wydukac z siebie jak tylko to jedno zdanie:"Jejku,nie moge w to uwierzyc!",slowo "Jejku" zmienialo sie na "Jezu","Boze",czy "O rany",ale reszta pozostawala niezmienna-powtarzalam to iles razy-ile to nawet nie wiem,pamietam natomiast,ze lekarze i personel mowili do mnie:"Uwierz,uwierz-to Twoja corka!" a ja znow swoje... :o)
Nie moglo do mnie dotrzec,ze to malenstwo,ktore rusza sie i krzyczy przed chwila jeszcze bylo w moim brzuchu i tam zylo! Uswiadomilam sobie,ze zycie to cud natury...

Teraz Mala ma juz 7.5 tygodnia,kazdego dnia widze jak sie zmienia,rosnie,rozwija...
Jest sliczniutka,slodziutka i najwspanialsza na swiecie-taka nasza malutka coreczka!
Nasze "Baby"! :o)

czwartek, 31 marca 2011

Ech,dlugo mnie nie bylo na blogu,jakos mi czas tak szybko leci...
No wiec juz wiemy-w brzuszku rosnie nasza mala slodka coreczka!!!
Ciesze sie bardzo,bo chyba zawsze chcialam miec corke,moj maz podszedl do tego super madrze-stwierdzil,ze niewazne czy jest chlopiec czy dziewczynka,wazne jak bedziemy ja wychowywac i ze dziewczynka tez moze spedzac duzo czasu z tata-jesli tylko tata zadba o to,zeby wprowadzic ja w swoje zainteresowania i zarazic jakimis pasjami.
Ma racje,mnie ojciec nauczyl: lowic ryby(jestes lepsza wedkarka niz nie jeden mezczyzna!),zbierac grzyby,trenowalam siatkowke tak jak on kiedy byl mlody,uwielbiam przyrode bo wlasnie z nim ogladalam wszelkie filmy przyrodnicze i to on opowiadal mi o swiecie roslin i zwierzat,znam sie troche na pilce noznej i dzieki tacie ogladam mecze wraz z mezem bo wlasnie z ojcem czesto kibicowalam roznym druzynom...no i moge tak wymieniac i wymieniac.
Wiec zgadzam sie w pelni z opinia mojego meza,ktory zreszta juz planuje,ze Mala bedzie zabieral na wspolne wycieczki rowerowe,na basen( maz trenowal wiele lat plywanie)no i nawet na mecze :o)
Nasze malenstwo rozwija sie dobrze,mamy juz nawet jej zdjecie w formacie 3D-raczej do mnie podobna :oP
To juz osmy miesiac ciazy...przygotowalismy pokoj dla dziecka,mamy juz poprane i poprasowane ciuszki-wszystkie poukladane w szafkach czekaja na nasza malenka dziewczynke...
Jeszcze troche a w domu bedzie rozlegal sie krzyk noworodka...
Patrze czasem na lozeczko i nie moge uwierzyc,ze byc moze juz za miesiac lub poltora bedzie w nim lezala taka mala istotka...pachnaca mlekiem i zupelnie od nas zalezna...jejku,bedziemy rodzicami!
Spokojna to nasza coreczka chyba nie bedzie bo juz od jakiegos czasu urzadza prawdziwe harce w brzuchu-ruchy dziecka zaczelam czuc wczesniej niz to sie dzieje zwykle,zreszta lekarka powiedziala mi,ze pewnie tak bedzie bo Mala jest bardzo ruchliwa i w zasadzie od tego czasu nie moge narzekac,ze mam powody do zmartwienia dlaczego w brzuchu sie nic nie dzieje,bo sie dzieje,oj dzieje!
Ostatnio jestem na etapie nagrywania filmikow jak to corcia szaleje w srodku,az caly brzuchol faluje,unosi sie,opada i dziwnie  znieksztalca :o)
Jeszcze nie przyszla na swiat a juz powoduje,ze jestesmy tacy szczesliwi!

sobota, 1 stycznia 2011

Razem w 2011 rok...

Dzis zaczal sie Nowy 2011 Rok...
Sylwestra spedzilismy u tesciow:przygotowalismy jedzonko,zjedlismy,pogadalismy,doczekalismy polnocy,pozyczylismy sobie-bylo przyjemnie...do czasu.
Do czasu,kiedy zadzwonilam do rodzicow,zeby zlozyc im zyczenia.Poczatek rozmowy przebiegl normalnie,potem pogadal troche moj maz a potem znow ja i gdybym mogla wrocic czas,to bym mu kazala skonczyc i nie wzielabym sluchawki ponownie do reki.
Spytalam,kiedy do nas przyjada bo slyszalam,ze moj maz ich pytal,ale w zwiazku z tym,ze moj tato w ogole nie mowi po angielsku a mama cos tam "kaleczy",wydawalo mi sie,ze nie zrozumieli(i dobrze mi sie wydawalo)i im powiedzialam,ze on pytal...no i dostalam odpowiedz,ze przyjada w czerwcu...
No a ja mam rodzic w maju.Spytalam:"Dopiero w czerwcu?",na to odezwala sie mama kierujac pytanie do taty:"Czyli mamy do nich pojechac jak juz dziecko bedzie na swiecie,tak?",a ojciec wypalil:"No tak,przeciez nie ma takiego zwyczaju,ze rodzice maja siedziec w szpitalu gdy corka rodzi!".Zamurowalo mnie.
Potem bylo tylko gorzej bo dodal:"A co my mamy razem z nia rodzic???Ona ma meza,to pewnie bedzie obok niej!".
Nie odzywalam sie nic a serce ze zdenerwowania walilo mi tak,ze myslalam,iz mi z piersi wyskoczy.Lzy naplywaly mi do oczu...Nagle mama chyba zorientowala sie,ze ja przeciez slysze ta rozmowe bo telefon miala nastawiony na system glosnomowiacy i powiedziala,zebysmy juz skonczyli rozmowe bo ja duzo zaplace za to polaczenie.Z truden wycedzilam "czesc",wylaczylam sie i...poplakalam.
Maz i tesciowa zaczeli dopytywac sie,co sie stalo no wiec w kilku zdaniach opowiedzialam to co slyszalam.
Maz sie wkurzyl i wydaje mi sie,ze coraz bardziej przestaje darzyc sympatia moich rodzicow gdyz poraza go ich niespodziewanie obojetne  nastawienie do tego,ze zostana dziadkami oraz to,ze wciaz pomimo mojej ciazy sa zimni,niewzruszeni i wydaja sie zupelnie nie miec zamiaru byc przy porodzie swojego pierwszego wnuka lub wnuczki,nie maja zamiaru mnie wesprzec ani mi pomoc jesli bym tej pomocy potrzebowala przed lub po porodzie.
Ja tego sobie nie moge wytlumaczyc,jakkolwiek bym probowala...czy oni nie maja zadnych rodzicielskich uczuc,czy sa az tak zmrozeni przez kase,firme i zajeci liczeniem pieniedzy,ze wyparowalo z nich cale cieplo jakie powinni miec rodzice wobec dzieci???
W obecnej chwili nawet nie chce mi sie z nimi rozmawiac...mam wrazenie,ze chca przyjechac do nas kiedy juz ja bede "na chodzie",odpoczne po porodzie,wejde w pelen trym opieki nad maluchem i nie bede potrzebowala wsparcia,wtedy oni sie zjawia i beda chcieli zrobic sobie zagraniczne wakacje a przy okazji zobaczyc sie z corka i wnuczeciem...W maju uplynie rok od ostatniego naszego spotkania,ale jak widac nie spieszy im sie,zeby sie ze mna zobaczyc...
Jesli nie bedzie ich w szpitalu kiedy nasze malenstwo bedzie przychodzic na swiat,to nie wiem czy bede chciala ich widziec potem...Na razie czuje smutek,zal,w pewnym sensie niechec do nich...Coraz bardziej upewniaja mnie,ze nigdy sie co do nich nie mylilam i ze dobrze zrobilam,iz wyjechalam tak daleko od ludzi,ktorzy nie potrafia lub wrecz nie chca pokazac mi,ze mnie kochaja...
Dziekuje Bogu,ze pomogl znalezc mi kogos takiego jak moj maz-czlowieka cieplego,uczuciowego,tolerancyjnego,inteligentnego i wrazliwego a przede wszystkim opiekunczego...On jest sensem mojego zycia...
Nie moglam doczekac sie konca 2010 roku...dzis zastanawiam sie jaki bedzie rok 2011,ale gleboko wierze,iz mimo,ze zaczal sie dla mnie smutno,bedzie radosny i przyniesie nam wiele szczescia i milosci...bo przeciez mamy siebie i oczekujemy tej malej istotki,ktora rozjasni kazdy nasz dzien...

Szczypta humoru-polaskocz dziewczyne!