licznik czsu odwiedzin

Jesteś już:

0:00:00

sobota, 1 stycznia 2011

Razem w 2011 rok...

Dzis zaczal sie Nowy 2011 Rok...
Sylwestra spedzilismy u tesciow:przygotowalismy jedzonko,zjedlismy,pogadalismy,doczekalismy polnocy,pozyczylismy sobie-bylo przyjemnie...do czasu.
Do czasu,kiedy zadzwonilam do rodzicow,zeby zlozyc im zyczenia.Poczatek rozmowy przebiegl normalnie,potem pogadal troche moj maz a potem znow ja i gdybym mogla wrocic czas,to bym mu kazala skonczyc i nie wzielabym sluchawki ponownie do reki.
Spytalam,kiedy do nas przyjada bo slyszalam,ze moj maz ich pytal,ale w zwiazku z tym,ze moj tato w ogole nie mowi po angielsku a mama cos tam "kaleczy",wydawalo mi sie,ze nie zrozumieli(i dobrze mi sie wydawalo)i im powiedzialam,ze on pytal...no i dostalam odpowiedz,ze przyjada w czerwcu...
No a ja mam rodzic w maju.Spytalam:"Dopiero w czerwcu?",na to odezwala sie mama kierujac pytanie do taty:"Czyli mamy do nich pojechac jak juz dziecko bedzie na swiecie,tak?",a ojciec wypalil:"No tak,przeciez nie ma takiego zwyczaju,ze rodzice maja siedziec w szpitalu gdy corka rodzi!".Zamurowalo mnie.
Potem bylo tylko gorzej bo dodal:"A co my mamy razem z nia rodzic???Ona ma meza,to pewnie bedzie obok niej!".
Nie odzywalam sie nic a serce ze zdenerwowania walilo mi tak,ze myslalam,iz mi z piersi wyskoczy.Lzy naplywaly mi do oczu...Nagle mama chyba zorientowala sie,ze ja przeciez slysze ta rozmowe bo telefon miala nastawiony na system glosnomowiacy i powiedziala,zebysmy juz skonczyli rozmowe bo ja duzo zaplace za to polaczenie.Z truden wycedzilam "czesc",wylaczylam sie i...poplakalam.
Maz i tesciowa zaczeli dopytywac sie,co sie stalo no wiec w kilku zdaniach opowiedzialam to co slyszalam.
Maz sie wkurzyl i wydaje mi sie,ze coraz bardziej przestaje darzyc sympatia moich rodzicow gdyz poraza go ich niespodziewanie obojetne  nastawienie do tego,ze zostana dziadkami oraz to,ze wciaz pomimo mojej ciazy sa zimni,niewzruszeni i wydaja sie zupelnie nie miec zamiaru byc przy porodzie swojego pierwszego wnuka lub wnuczki,nie maja zamiaru mnie wesprzec ani mi pomoc jesli bym tej pomocy potrzebowala przed lub po porodzie.
Ja tego sobie nie moge wytlumaczyc,jakkolwiek bym probowala...czy oni nie maja zadnych rodzicielskich uczuc,czy sa az tak zmrozeni przez kase,firme i zajeci liczeniem pieniedzy,ze wyparowalo z nich cale cieplo jakie powinni miec rodzice wobec dzieci???
W obecnej chwili nawet nie chce mi sie z nimi rozmawiac...mam wrazenie,ze chca przyjechac do nas kiedy juz ja bede "na chodzie",odpoczne po porodzie,wejde w pelen trym opieki nad maluchem i nie bede potrzebowala wsparcia,wtedy oni sie zjawia i beda chcieli zrobic sobie zagraniczne wakacje a przy okazji zobaczyc sie z corka i wnuczeciem...W maju uplynie rok od ostatniego naszego spotkania,ale jak widac nie spieszy im sie,zeby sie ze mna zobaczyc...
Jesli nie bedzie ich w szpitalu kiedy nasze malenstwo bedzie przychodzic na swiat,to nie wiem czy bede chciala ich widziec potem...Na razie czuje smutek,zal,w pewnym sensie niechec do nich...Coraz bardziej upewniaja mnie,ze nigdy sie co do nich nie mylilam i ze dobrze zrobilam,iz wyjechalam tak daleko od ludzi,ktorzy nie potrafia lub wrecz nie chca pokazac mi,ze mnie kochaja...
Dziekuje Bogu,ze pomogl znalezc mi kogos takiego jak moj maz-czlowieka cieplego,uczuciowego,tolerancyjnego,inteligentnego i wrazliwego a przede wszystkim opiekunczego...On jest sensem mojego zycia...
Nie moglam doczekac sie konca 2010 roku...dzis zastanawiam sie jaki bedzie rok 2011,ale gleboko wierze,iz mimo,ze zaczal sie dla mnie smutno,bedzie radosny i przyniesie nam wiele szczescia i milosci...bo przeciez mamy siebie i oczekujemy tej malej istotki,ktora rozjasni kazdy nasz dzien...

Szczypta humoru-polaskocz dziewczyne!